Jako franciszkanin zacząłem stawiać sobie pytanie: czego, jako mężczyzna, mogę nauczyć się od tego, którego bracia nazywają „naszym ojcem”, od Św. Franciszka?
Przypominam sobie pewną reklamę telewizyjną. Mężczyzna w sile wieku goli się przed lustrem. Obok niego stoi mały chłopczyk, jego syn, który naśladując tatę, nakłada sobie na policzki pianę z mydła i „goli się” przy pomocy palca wskazującego. Nie pamiętam co właściwie reklamowano – świat wszelkich golideł jest mi dość obcy – ale zapamiętałem ten obrazek jako doskonałą ilustrację tego, w jaki sposób stajemy się mężczyznami. Przez naśladowanie. Męskości uczymy się od naszego ojca i innych starszych mężczyzn, którzy są dla nas autorytetami.
Jako franciszkanin zacząłem stawiać sobie pytanie: czego, jako mężczyzna, mogę nauczyć się od tego, którego bracia nazywają „naszym ojcem”, od Św. Franciszka? Czy może on być wzorem w przeżywaniu mojej męskości, w poszukiwaniu modnej ostatnimi czasy „duchowości mężczyzny”? Postaram się przedstawić poniżej moje luźne rozważania na ten temat. Rozważania, które nie roszczą sobie pretensji do bycia całościowym czy naukowym obrazem, a jedynie pewną refleksją inspirowaną osobą naszego Założyciela[1].
W moich rozważaniach posłużę się schematem, który zaproponował protestancki pastor Robert Hicks, a następnie w swojej książce „Tajemnice męskiej duszy” rozwinął amerykański kapucyn, Martin Pable. Schemat ten opiera się na sześciu hebrajskich terminach, których Biblia używa dla określenia mężczyzny. Hicks tłumaczy je dość swobodnie, przypisując każdy do jednego z aspektów męskości. Razem składają się na, jak nazywa to Hicks, „podróż mężczyzny”. Podróż, która czeka każdego z nas. Warto więc wziąć za przewodnika kogoś, kto drogę tę pokonał w sposób wyjątkowy: Franciszka.
Pierwsze słowo, którego Biblia używa na określenie mężczyzny to `adam. Hicks tłumaczy je „stworzony”. Najważniejsza prawda zawarta w tym określeniu to ta, że mężczyzna nie jest Bogiem! Mężczyzna – `adam – nie stworzył siebie sam, nie jest panem tego co go otacza, ani nawet swojego własnego życia. Jest stworzony, to znaczy ograniczony, niedoskonały. Z drugiej strony, ponieważ jest stworzony na obraz i podobieństwo Boże (Rdz 1,26) w jego sercu jest pragnienie doskonałości, nieskończoności, czegoś co ma wartość absolutną. Teologowie mówią o tym, że człowiek jest capax dei, to znaczy, otwarty na Boga, „wychylony ku Bogu” (oczywiście dotyczy to jednakowo obojga płci). W życiu mężczyzny przejawia się to tym, iż jest on ciągłym stawaniem się, nieustannym projektem. Z jednej strony doświadcza swojej małości i słabości, z drugiej próbuje wciąż dowieść swej wartości realizując jakieś cele, czy osiągając jakieś sukcesy. Dla jednych jest to wykształcenie, dla innych pozycja majątkowa czy sukces sportowy.
W życiu młodego Franciszka formą samorealizacji, największą ambicją, był awans społeczny. Franciszek urodził się w średniej wielkości miasteczku w środkowych Włoszech, w Asyżu. Jego ojciec był kupcem i zaliczał się do najbogatszych obywateli miasta, jednak nie miał tytułu szlacheckiego. Tym samym, pomimo znacznego majątku należał to tak zwanych minores, to jest ludzi niższego stanu. On sam, a za jego przykładem także Franciszek, odczuwali to jako upokorzenie, jako brak. Stąd też największym marzeniem przyszłego świętego było otrzymać szlachectwo, stać się jednym z maiores.
Podobne pragnienie czegoś wielkiego tli się w prawie każdym młodym, męskim sercu. Wyraża to właśnie tę prawdę, iż mężczyzna jest „bytem skończonym”, stworzeniem, a jednocześnie otwartym na nieskończoność. Ta przepaść jest źródłem jego wielkiego pragnienia, jedną z największych sił w jego życiu. Jest ona zarazem szansą jak i niebezpieczeństwem. Niebezpieczeństwem, gdy chcąc zasypać tę przepaść swego serca zwraca się ku rzeczom stworzonym, zapominając o Stworzycielu. Szansą, ponieważ nic i nikt poza Bogiem samym nie może jej zapełnić. Jak zobaczymy w życiu Franciszka, Bóg wykorzystywał pragnienia jego serca, podsycał je, a jednocześnie ukierunkowywał ku sobie.
Hołd prostego człowieka [2]
Według św. Bonawentury, pewien prosty człowiek z Asyżu rozkładał płaszcz przed młodym Franciszkiem, prorokując, że będzie on kimś wielkim. Doskonale korespondowało to z uczuciami młodzieńca, który jako `adam za wszelką cenę chciał zostać rycerzem.
Drugim terminem, którym posługuje się Hicks jest zakar, które tłumaczy on jako „falliczny”. Odnosi się on do erotycznej sfery życia mężczyzny. Nie chodzi tu o utożsamienie mężczyzny z samcem, który jest zdeterminowany przez swoją anatomię. Przeciwnie, chodzi tu o pokazanie, że mężczyzna, jako „nieustający projekt” potrzebuje relacji z drugą osobą, aby się spełnić. Seksualność mężczyzny jest w służbie miłości. Nie zmienia to jednak faktu, iż męska seksualność jest wielką siłą, która może wymknąć się spod kontroli i stać się siłą destrukcyjną dla niego i dla jego otoczenia.
Niewiele możemy powiedzieć o sferze damsko-męskiej życia Franciszka przed nawróceniem (które, przypomnijmy, miało miejsce gdy miał on około 24 lat!). Jego hagiografowie są pod tym względem lakoniczni. Z jednej strony wiemy, że zadawał się ze zdeprawowaną młodzieżą miasta, z drugiej św. Bonawentura zapewnia, że „nie szedł za pożądliwością ciała” (1B 1). Nie wiemy jednak czy miał jakąś narzeczoną, czy był zakochany. Ze zdawkowych informacji dostarczanych przez hagiografów możemy odtworzyć obraz Franciszka jako młodziana lubiącego dobrą zabawę. Wiemy, że był rozrzutny, że odznaczał się ekstrawagancją w ubiorze, że uchodził za „króla młodzieży”. W tym wszystkim dostrzegamy pragnienie właściwe tej sferze bycia mężczyzną: pragnienie przypodobania się, zdobycia uznania, także wśród płci przeciwnej. Wiąże się to silnie z jego pragnieniem stania się rycerzem. Franciszek wpisywał się swoim zachowaniem w etos romantycznego rycerza, niczym Lancelot czy Tristan, których znał z dzieł prowansalskich trubadurów.
To pragnienie serca Franciszka stało się jednym ze środków, które wykorzystał Bóg aby pociągnąć go ku sobie. W trakcie nawracania się, gdy Franciszek pod wpływem doświadczeń modlitewnych wydawał się bardziej rozmarzony niż zwykle, jego przyjaciele zaczęli dociekać czy jest zakochany. Franciszek odpowiedział: „poślubię oblubienicę szlachetniejszą i piękniejszą od wszystkich, jakie kiedykolwiek widzieliście, która wyglądem góruje nad innymi, a mądrością wszystkie przewyższa” (1 Cel 7). Tomasz z Celano, który zapisał te słowa, uznał, że Franciszek miał na myśli zakon, który stał się jego oblubienicą. Trudno powiedzieć, czy młody Franciszek miał już wtedy tak precyzyjne rozeznanie. Jego odpowiedź wskazuje jednak jasno, iż rozpoznał on, że jego pragnienia jako zakar mogą się zrealizować także poza kontekstem damsko-męskim. Franciszek bowiem zakochał się w samej miłości, i to Miłości Wcielonej.
Alegoria ubóstwa
Młody Franciszek jako zakar marzył o pięknej oblubienicy. Tradycja Franciszkańska, dostrzegając jego wielką miłość do charyzmatu, którym żył, uznała, iż poślubił on uosobioną Panią Ubóstwo.
Obok aspektu zakar bardzo ważną rolę w młodych latach Franciszka odgrywał inny element męskości: gibbor. Gibbor znaczy ‘wojownik’ i odnosi się do energii i siły mężczyzny. W Starym Testamencie to wojownicy, jak Samson czy Dawid, byli często wybrańcami Boga. W dzisiejszym świecie promuje się model męskości pozbawiony owej gwałtowności. Mężczyzna ma być grzeczny i przewidywalny. Jednak ten element duszy mężczyzny nie daje się łatwo wyplewić (a jeżeli tak, to z olbrzymimi negatywnymi konsekwencjami). Co więcej, jeżeli nie znajduje właściwych form swojej realizacji, przybiera formy wypaczone: macho, kibol, bandyta, agresywny szef w pracy, komornik krwiopijca, bezduszny bankier. Jednak ten aspekt męskości jest pozytywny, o ile zostanie właściwie ukierunkowany: ku pomocy słabszym, obronie wartości, służbie dobru.
Dla młodego Franciszka bycie gibbor było głównym środkiem zrealizowania pragnienia jego serca: stania się rycerzem. Młody Franciszek, wyposażony przez bogatego ojca w rycerski ekwipunek, kilkakrotnie wyruszał na wojnę w poszukiwaniu sławy. Celem jego działań było odznaczyć się w walce i zasłużyć na pasowanie na rycerza. W tym duchu uczestniczył w wojnie z sąsiednim miastem Peruggią, podczas której dostał się do niewoli. Następnie próbował swojego szczęścia w wyprawie na południe Italii, z której jednak zawrócił pod wpływem tajemniczego snu.
Bóg wykorzystywał także te pragnienia Franciszka, aby doprowadzić go do siebie. Tomasz z Celano opisuje sen, w którym Franciszek widział cały swój dom wypełniony rycerskim rynsztunkiem. Dla młodzieńca był to znak wróżący sukces militarny, jednak hagiograf interpretował sen jako zapowiedź przyszłych batalii duchowych, które święty toczył. W innym śnie, tym który zawrócił go z drogi na południe, Franciszek usłyszał pytanie: komu lepiej służyć, panu czy słudze? Odpowiedział: „panu”, uświadamiając sobie, że lepiej zrobi stając się rycerzem Bożym, niż służąc ziemskim seniorom (2 Cel 6).
Sen o zbrojach w pałacu
Pałac pełen zbroi był dla Franciszka – gibbora – spełnieniem jego marzeń o rycerskiej sławie. Sny pozwoliły mu zrozumieć, iż służąc Bogu może oczekiwać jeszcze więcej niż służąc jakiemukolwiek panu na ziemi.
Jak mówi przysłowie, każdy, kto mieczem wojuje od miecza też ginie. Bycie wojownikiem wiąże się z odnoszeniem ran. Zraniony mężczyzna to enosh. Enosh w hebrajskim oznacza „ten, który jest słaby, kruchy”. Każdy mężczyzna doświadcza tej kruchości na pewnym etapie swojego życia. Zostaje zraniony fizycznie jako wojownik, gibbor, ale także emocjonalnie, jako zakar. Zrozumienie tego aspektu jest kluczowe dla rozwoju duchowości mężczyzny. Mężczyzna, który nie przeżył należycie swojej rany ryzykuje zatrzymaniem się na jednym z poprzednich etapów, czy to jako nadużywający przemocy bandzior, czy też Don Juan notorycznie łamiący kobiece serca, czy też wieczny chłopiec, który ucieka przed wyzwaniem, jakie stawia mu życie.
Zdaniem Martina Pable najczęstszą raną jest „rana ojcowska”. Wynika ona z nieobecności, fizycznej lub emocjonalnej ojca w życiu młodego chłopaka, lub też z obecności niszczącej: poniżającej, tyranizującej. Tato św. Franciszka niewątpliwie kochał swojego syna, jednak bardziej jeszcze kochał swoje marzenie o jego wielkiej karierze. Nie potrafił się pogodzić z wyborem Franciszka, który porzucił marzenia o sławie, a nawet prozaiczną drogę sukcesu kupieckiego. Dramatyczna scena, gdy Franciszek oddaje swemu tacie wszystko, łącznie z ubraniem i zrzeka się swego synostwa uświadamia nam jak głęboko Franciszek został zraniony przez brak akceptacji ze strony swego ojca. Jednak Franciszek odkrywa równocześnie, że może mówić „ojcze” do Boga. Nie jest to jednak łatwe – potrzebując bardziej widzialnego wymiaru ojcostwa Franciszek płaci pewnemu żebrakowi aby ów w imieniu jego ojca mu błogosławił (2 Cel 12).
Obok rany ojcowskiej Franciszek doświadcza wielu innych. Wyprawa wojenna przeciw Peruggi kończy się uwięzieniem i ciężką chorobą. W jej wyniku życie traci dla Franciszka dawny smak: hulanki już nie bawią, towarzystwo nuży, dawne rozrywki tracą urok. Franciszek, choć wciąż pragnie słodyczy, zaczyna doświadczać gorzkości życia.
Wyrzeczenie się dóbr ziemskich
Brak zrozumienia ze strony ziemskiego ojca był jedną z bolesnych ran, jakich doznał Franciszek – enosh. Ta rana pozwoliła mu odkryć miłość niebieskiego Ojca. Na fresku dłoń Boga błogosławi Franciszka w ojcowskim geście.
Ale ta właśnie rana staje się dla Franciszka źródłem życia. Robert Bly, amerykański poeta, nazywa ranę mężczyzny „męskim łonem”, przez które rodzi on siebie i innych. Aby tak się mogło stać, rana musi być zaakceptowana i właściwie przeżyta. Franciszek opisuje swoje doświadczenie przeżycia zranienia w swoim Testamencie: „gdy byłem w grzechach, widok trędowatych wydawał mi się bardzo przykry. I Pan sam wprowadził mnie między nich i okazywałem im miłosierdzie. I kiedy odchodziłem od nich, to, co wydawało mi się gorzkie, zmieniło mi się w słodycz duszy i ciała; i potem nie czekając długo, porzuciłem świat” (T 1-3). Rana Franciszka pozwala mu przewartościować swój świat, przejść od świata rzeczy do świata relacji. Narcystyczne skupienie na sobie, na sławie i dobrej zabawie ustępuje odkryciu drugiego człowieka, zwłaszcza ubogiego, któremu może okazywać miłosierdzie. Równocześnie Franciszek odkrywa głębię miłości Boga – swego Ojca. Prowadzi go ona do postawy uwielbienia, jak mówi o tym dalej w Testamencie: „I Pan dał mi w kościołach taką wiarę, że tak po prostu modliłem się i mówiłem: ‘Wielbimy Cię, Panie Jezu Chryste, tu i we wszystkich kościołach Twoich, które są na całym święcie i błogosławimy Tobie, że przez święty krzyż Twój odkupiłeś świat’” (T 4-5). Wreszcie, Franciszek odkrywa, że „Pan dał mu braci” (T 14) i objawił jak ma żyć według Ewangelii, w pokorze i ubóstwie.
Rana Franciszka staje się dla niego miejscem spotkania Boga i człowieka. Paradoksalnie, staje się także spełnieniem jego życiowych aspiracji. Franciszek nie przypadkiem nazywa swą wspólnotę fratres minores. Jest to jego świadoma rezygnacja z aspiracji bycia jednym z wielkich, maiores. Franciszek przyjmuje swoją małość, ale nie tylko w sensie społecznym, lecz także znacznie głębszym: akceptuje swój status stworzenia, które jest kruche i wątłe. Przestaje rywalizować z Bogiem, a staje się Jego sługą. Jednocześnie, nie porzuca swoich pierwotnych marzeń o wielkości, nie przestaje być ani zakar ani gibbor. Jednak swoją wielkość widzi odtąd w Bogu, jak zauważa w swej Regule: „Na tym polega dostojeństwo najwyższego ubóstwa, które was, moi najmilsi bracia, ustanowiło dziedzicami i królami królestwa niebieskiego, uczyniło ubogimi w rzeczy doczesne, a wzbogaciło w cnoty. Niech ono będzie cząstką waszą, która prowadzi do ziemi żyjących”(2Reg 6,4-5). Doświadczenie rany prowadzi do zintegrowania we Franciszku wszystkich sprzecznych pragnień i dążeń pod wspólnym mianownikiem nadprzyrodzonej miłości Boga.
Zatwierdzenie Reguły
Franciszek jako `ish odkrywa, że Pan dał mu braci. Dzięki nim staje się w pełni dojrzałym człowiekiem, świadomym swej misji wobec nich i Kościoła.
Mężczyzna zintegrowany to według Hicksa `ish. Tłumaczy on ten hebrajski wyraz jako „władca”, choć być może istotę tego pojęcia lepiej ujmuje słowo „ojciec”. `Ish to mężczyzna, który potrafił skupić wszystkie swoje siły, wynikające z różnych aspektów jego osobowości, wokół pnia wartości nadprzyrodzonych. Taki mężczyzna nie szuka już za wszelką cenę zasypania owej przepaści w jego sercu, lecz godzi się na to, iż pozostanie ona otwartą jamą (pierwszą raną), którą może zakopać tylko sam Bóg. Nie biega w kółko, lecz powoli idzie w konkretnym kierunku. Nie szuka zysku za wszelką cenę, lecz ceni równowagę. Nie wolno jednak mylić tej postawy ze starokawalerstwem. `Ish nie jest skupiony na sobie. Wraz z integracją wewnętrzną odkrywa on misję, do której jest powołany: żonę, dziecko, rodzinę, powołanie zakonne, pracę zawodową, poprzez którą służy bliźnim, służbę społeczną.
Franciszek stał się `ish wraz z przyjściem do niego pierwszych współbraci. Pan dał mu ich, aby się o nich troszczył. Franciszek stał się dzięki nim ojcem, a w pewnym sensie także matką. Gdy zalecał aby każdy brat „szczerze jeden drugiemu przedstawiał swoje potrzeby, bo jeśli matka żywi i miłuje swego syna cielesnego, to o ileż bardziej każdy powinien żywić i miłować swego brata duchowego” (2Reg 6,8), mówił to z własnego doświadczenie opieki nad braćmi. Wpisuje się to w kreślony przez Pable obraz `ish, który, między innymi, odkrywa kobiecą stronę męskości, czyli swoistą delikatność i opiekuńczość, jaką wyciska na nim doświadczenie rany.
Ponadto, Franciszek odkrywa misję. Nie jest nią już ani zostać rycerzem (co ma wymiar egoistyczno-narcystyczny), ani odbudowywanie kościółków, jak w czasie nawrócenia (terapeutyczne), ale dawanie innym „wonnych słów mojego Pana” (2LW 2). Franciszek widzi swoje życie jako misję mówienia ludziom o miłości Boga. Zaczyna od zbójców (1 Cel 16), a następnie poprzez trędowatych, mieszczan, papieża i kardynałów dociera z Ewangelią aż do Muzułmanów w Egipcie, w tym do samego sułtana. Gdy nie może już wędrować słowami listów stara się zachęcać wszystkich do wiary (zob. 2LW 3).
Posługa pisania naprowadza nas na ostatni etap w życiu Franciszka i każdego mężczyzny. Zaken, to znaczy siwowłosy, mędrzec. Dosłownie oznacza ‘brodę’, ale przecież nie broda czyni filozofem. Chodzi tu o doświadczenie płynące z wiekiem, o mądrość życiową, o umiejętność naprawiania swoich relacji, o zdolność przebaczania sobie i innym, a także pomagania innym w rozwoju, zwłaszcza duchowym.
W życiu Franciszka bycie ‘mędrcem’ przejawiało się w jego działalności prawodawczej i pisarskiej. Nie był on wybitnym teologiem, jednym z doktorów Kościoła, niemniej pozostawione przez niego pisma tchną bardzo głęboką duchowością. Na pierwszy plan wybija się z całą pewnością Reguła, która na wieki stała się fundamentem życia duchowego dla tysięcy ludzi. Podobnie inne pisma, często kierowane do konkretnych grup osób – sióstr klarysek, duchownych, czy władców – stawały się źródłem głębokich inspiracji dla odbiorców czyniąc z Franciszka prawdziwego mistrza duchowego.
Pismem, które chyba najgłębiej odkrywa mądrość Franciszka jest tak zwana „Pieśń Słoneczna”. Franciszek wychwala w niej słońce, piękne i promieniejące, księżyc, jasny i cenny, czystą wodę i radosny ogień. Kim był człowiek piszący te zachwycające wersy? Chyba każdy wyobraża go sobie jako radosnego młodzieńca, doświadczającego piękna przyrody, cieszącego nim oczy i wielbiącego Boga. Tymczasem Franciszek pisząc te słowa był ciężko chorym ślepcem, który doświadczał nieustannych udręk psychicznych ze strony swoich braci. W ostatnich latach życia Franciszek spotykał się z olbrzymią krytyką ze strony wielu braci, którzy uważali go za niezdolnego do kierowania Zakonem. Dość powiedzieć, że nie chcąc przyjąć jego wskazań „zgubili” jedną z reguł, które napisał. Do tego dochodziło cierpienie fizyczne: ślepota, rany na stopach i dłoniach – owoc stygmatyzacji na górze Alwerni – oraz trudności ze spożywaniem posiłków. Geniusz jego mądrości polegał na tym, iż potrafił radować się pomimo tych przeciwności. Jego radość, nie mająca po ludzku żadnych podstaw, miała charakter nadprzyrodzony. Franciszek jako zaken odkrył w pełni mądrość krzyża, która, zdaniem św. Pawła, jest jedyną mądrością godną chrześcijanina (1 Kor 1,17-25). Doskonale obrazuje to stygmatyzacja Franciszka. Na trzy lata przed śmiercią, podczas modlitwy, Serafin odciska na jego ciele rany Chrystusa. Odtąd Franciszek jest alter Christus, drugim Chrystusem.
Stygmatyzacja Św. Franciszka
Zjednoczenie z Ukrzyżowanym i umiejętność przeżywania radości w cierpieniu były najwyższymi oznakami mądrości Franciszka jako zaken.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Prawdziwa duchowość mężczyzny zawsze jest naśladowaniem tego, który jest pierworodnym między wielu braćmi – Jezusa Chrystusa. Przykład Franciszka przemawia dlatego, że tak wiernie w swoim życiu odzwierciedlił osobę naszego Pana i Zbawiciela. Jezus, chociaż był Bogiem to stał się dla nas ograniczonym `adam. On był doskonałym zakar, który do końca umiłował, i najpotężniejszym gibbor, który pokonał grzech, szatana i śmierć. On jest enosh, w którego ranach jest nasze zdrowie. Wywyższony przez Ojca jako zmartwychwstały Pan stał się `ish. A kiedy przyjdzie by sądzić objawi się jako zaken, początek i koniec, ostateczna mądrość.
Tak w zarysie przedstawia się „podróż mężczyzny”, w którą wprowadza nas przykład Franciszka. Warto odnotować tutaj, że przedstawione powyżej etapy nie wykluczają się wzajemnie. Mogą na siebie nachodzić, przeplatać się i powtarzać. Nie układają się w sposób linearny, tak, że raz pokonawszy któryś z nich więcej do niego nie wracamy. Przeciwnie, nigdy nie przestajemy być ani `adam, ani zakar, gibbor czy enosh. Niestety możemy też nigdy nie zostać `ish i zaken. Franciszek nawet w późnych etapach swojego życia musiał zmagać się z ciemna stroną swojego zakar. Ciskał się wtedy na róże rosnące przy Porcjunkuli, które, jak głosi legenda, zrzuciły wtedy swe kolce, aby nie ranić ciała świętego. Dynamikę drogi mężczyzny najlepiej oddaje spirala. Poszczególne etapy powtarzają się w różnej kolejności i intensywności, jednak za każdym razem na innym poziomie. Często z perspektywy człowieka wydaje się to być chodzeniem w kółko: problemy raz rozwiązane znów się powtarzają i wydaje się to prowadzić do nikąd. Dlatego potrzeba też perspektywy Boga, który patrząc z „z boku” jest w stanie dostrzec nie tylko ruch kolisty, ale też i progres na spirali naszego życia.
W jaki sposób przykład Franciszka może być pożyteczny dla nas? Po pierwsze pomaga nam zobaczyć, w którym miejscu jesteśmy. Czy jako mężczyzna jesteś nade wszystko energetycznym gibbor, który ciągle o coś walczy? Czy może jesteś bardziej zakar, który szuka swej drugiej połówki? A może leżysz bezsilny, poraniony przez życie, jako enosh? Dopóki nie wiesz gdzie jesteś, na pewno nie będziesz wiedział dokąd iść. Ponadto, przykład Franciszka pokazuje nam, że każde pragnienie, które masz w sercu jest dobre, o ile pozwolisz Bogu je oczyszczać. Czy pragniesz sławy, czy pieniędzy, czy wielkiej miłości, czy chcesz być politykiem, czy naukowcem, czy sportowcem – każde to pragnienie może stać się trampoliną do świętości, o ile pozwolisz Bogu pokierować tymi pragnieniami i zrealizować je w twoim życiu, tak, jak on tego chce. Prawie na pewno sposób wypełnienia ich przez Pana zaskoczy cię – młody Franciszek planował poślubić księżniczkę, a nie ubóstwo! – ale szczęście które zyskasz w ten sposób będzie większe niż sobie wyobrażasz.
Modlitwa przed krucyfiksem
Przykład Franciszka pokazuje, że bycie mężczyzną zawsze ma wymiar krzyża. Nie przypadkiem nawrócenie świętego dokonuje podczas modlitwy przed krzyżem w San Damiano.
Najbardziej istotną nauką płynącą od Franciszka jest jak przejść od krążenia wokół własnych pragnień i skupienia na sobie do wypełniania woli Bożej. Dokonuje się to przez wejście w ranę. Enosh jest kluczowym etapem życia Franciszka i każdego człowieka. Św. Marcin, kiedy szatan ukazał mu się pod postacią Jezusa, zdemaskował ojca kłamstwa dostrzegając, iż na dłoniach i stopach nie miał ran. Szatan nie potrafi zaakceptować rany, bowiem rana udowadnia, że nie jest Bogiem, lecz tylko stworzeniem. Tymczasem Jezus Zmartwychwstały z dumą pokazuje apostołowi Tomaszowi swe blizny, bowiem one są insygniami jego triumfu. Św. Franciszek pokazuje nam, że odkrycie szczęścia w życiu zawsze wiąże się z wejściem w swoje rany, bo tylko w nich możemy odkryć Boga. Właściwe przeżycie zranienia pokazuje, że duchowość mężczyzny, jak każda chrześcijańska duchowość, ma kształt krzyża. Tym samym, by stać się prawdziwym mężczyzną potrzeba nawrócenia. Nawrócenia, to jest zawrócenia ze swej egoistycznej drogi po to, aby naśladować Jezusa, który „cierpiał za was i wzór wam zostawił, abyście szli za Nim Jego śladami” (1P 2,21). Bowiem tylko naśladując prawdziwego Mężczyznę sam możesz nauczyć się męskości.
[1] Bardzo dziękuję organizatorom i uczestnikom Letniej Szkoły Rycerskiej za inspirację do spisania tych refleksji.
[2] Wszystkie ilustracje są freskami Giotta di Bondone i pochodzą z Bazyliki Św. Franciszka w Asyżu. (Dzięki M.D. za pomysł!)
br. Tomasz Mantyk OFMCap