21 kwietnia wspominamy św. Konrada z Parzham (1818-1894), kapucyna.

Jan Ewangelista Birndorfer (Konrad) urodził się 12 grudnia 1818 r. w Parzham w Bawarii w wielodzietnej rodzinie rolniczej. Od najmłodszych lat ujawniała się jego przyszła świętość, głównie poprzez skromność i umiłowanie samotności. Mimo dużej odległości do kościoła, często się do niego udawał, nawet w niesprzyjającą pogodę. Codziennie odmawiał różaniec; miał głębokie nabożeństwo do Matki Bożej. W święta odbywał często krótkie pielgrzymki do różnych Jej sanktuariów. Zawsze szedł boso, a dopóki nie wrócił do domu – pościł.

Swoją młodość spędził w gospodarstwie, w którym się urodził. W wieku 31 lat (1849 r.) postanowił opuścić życie świeckie. Po rozdzieleniu odziedziczonego majątku, otrzymał zgodę na wstąpienie do kapucynów w Altötting jako tercjarz. Do Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów został przyjęty w 1851 r. (33 rok życia) rozpoczynając roczny nowicjat w Laufer. W 1852 r. mając 34 lata złożył profesję przyjmując imię Konrad.

Z woli Bożej opuściłem wszystko, co było dla mnie drogie i przyjemne. Dziękuję Bogu za powołanie do życia zakonnego. Znalazłem w nim wiele pokoju i szczęścia. Nie zaznałbym tego nigdy w świecie.

św. Konrad z Parzham

Wkrótce został wysłany do klasztoru św. Anny w Altötting. Miejsce to jest znane jako sanktuarium Matki Miłosierdzia, Królowej Bawarii. Konradowi powierzono funkcję furtiana, którą pełnił przez resztę życia. Z racji dużej liczby przybywających do tego klasztoru osób, posługa ta była dość wyczerpująca. Konrad jednak dał się poznać jako człowiek bardzo sumienny, oszczędny w słowach, hojny dla ubogich, chętny do pomocy i przyjmowania nieznajomych. Przez ponad 40 lat towarzyszył mieszkańcom miasta i odpowiadał na ich potrzeby materialne i duchowe. Od czasu, kiedy zachorował zakrystian, przejął dodatkowo jego obowiązki. Otwierał kościół o godz. 3.30 nad ranem i do rozpoczęcia pracy na furcie o 6.00 służył do dwóch Mszy św. Pracę kończył o 21.00, ale po niej zostawał jeszcze na modlitwę.

W Bogu jestem zawsze szczęśliwy i zadowolony. Z wdzięcznością przyjmuję wszystko od niebieskiego Ojca: czy to radości, czy smutki. On wie lepiej, co jest dla nas lepsze, i w ten sposób jestem zawsze szczęśliwy w Bogu. Staram się Go kochać. Ach! Bardzo często moją jedyną troską jest to, że kocham Go za mało. Tak, chciałbym być aniołem miłości. Chciałbym prosić wszystkie Boże stworzenia, aby pomagały mi kochać mojego Boga.

św. Konrad z Parzham
Procesja z relikwiami św. Konrada z Parzham w Altötting

Konrad umiłował milczenie. W wolnych chwilach w ciągu dnia lubił udawać się do kącika przy drzwiach, gdzie mógł widzieć i adorować Najświętszy Sakrament. Często w ciągu nocy poświęcał kilka godzin na modlitwę w kaplicy braci albo w kościele.

Muzeum św. Konrada z Parzham w Altötting

Zmarł 21 kwietnia 1894 r. Heroiczność jego cnót i cuda, które dokonały się za jego wstawiennictwem, wysłużyły mu w 1930 r. tytuł błogosławionego, przyznany mu przez Piusa XI. Ten sam papież 4 lata później, po potwierdzeniu kolejnych cudów, zaliczył go do grona świętych.

(za www.brewiarz.pl)

List św. Konrada z Parham:

Z woli Bożej opuściłem wszystko, co było dla mnie drogie i przyjemne. Dziękuję Bogu za powołanie do życia zakonnego. Znalazłem w nim wiele pokoju i szczęścia. Nie zaznałbym tego nigdy w świecie. Główną zasadą mojego życia jest kochać i cierpieć, nieustannie rozważając, uwielbiając i podziwiając niewymowną miłość, którą Bóg obdarza swoje nędzne stworzenia. W okazywaniu tej miłości ku Bogu nie należy ustawać.

Zawsze jestem zjednoczony z najukochańszym Bogiem i nic nie zdoła mnie od Niego oderwać. Nawet im więcej mam zajęć, tym bardziej odczuwam łączność z Nim. Wówczas powtarzając modlitwy i westchnienia, rozmawiam z Bogiem poufale, jak syn z ojcem, i odsłaniam przed Nim z dziecięcą ufnością wszystko, co dręczy moją duszę. Jeśli w czymś kiedykolwiek zawiniłem, proszę pokornie o wybaczenie. Błagam tylko o jedną łaskę, abym pozostał na zawsze dobrym i posłusznym synem najukochańszego Ojca i bym Go darzył jeszcze większą miłością.

Dla ćwiczenia się w cnocie łagodności i pokory wystarczy mi spojrzeć na krzyż, który jest dla mnie księgą życia. Przez samo bowiem spojrzenie na Ukrzyżowanego Jezusa uczę się tego, jak mam się zachować w różnych okolicznościach życia. W ten sposób uczę się pokory, łagodności i cierpliwości, czyli tego, jak dźwigać krzyż, aby stał się słodki i lekki.

Wszystko przyjmuję z wdzięcznością od Ojca niebieskiego, tak radości, jak i przykrości. On bowiem wie najlepiej, co dla nas jest bardziej korzystne. Tak więc nieustannie raduję się w Panu. To tylko sobie wyrzucam, że jeszcze za mało Go miłuję. O gdybym mógł zostać jednym z Serafinów miłości! Pragnąłbym przynaglić wszystkie stworzenia, aby mi pomagały w najżarliwszym umiłowaniu Boga. Miłość nigdy nie ustaje.